niedziela, 22 lipca 2012

Drobniaki: Życie lepsze niż życie

Statystyczny dwudziestoparolatek na pytanie o to, co wprowadza go w stan euforyczny , odpowiada zazwyczaj w pierwszym odruchu, że zaliczenie sesji. Po zastanowieniu jednak poprawi się, że równie wiele przyjemności – jeśli nie więcej – daje mu odkrycie, że laska którą puknął na wczorajszej imprezie również na trzeźwo jest wcale ładna. Ostatnią odpowiedzią, tą którą udziela ankietowany już sam do siebie – bo ankieter wypatrzył już kolejną nieasertywną osobę i pomknął w jej kierunku – jest jednak słodki moment odkrycia nowego serialu. Ta ociekająca uTorrentem i Napiprojektem chwila, gdy każdy aspołeczny człowiek może powiększyć swoje grono przyjaciół o obsadę nowej produkcji. Przynajmniej do piątego sezonu, w którym serial zacznie ssać pałkę.

Właściwie, to dwóch pierwszych odpowiedzi udzielają wyłącznie idioci. Seriale dostarczają bowiem wszystkiego, co przeciętny człowiek potrzebuje – no, może oprócz protein. Nie od dziś wiadomo, że łatwiej, przyjemniej i wygodniej jest żyć cudzym życiem, niż swoim, a telewizyjne produkcje dają nam tę możliwość. Nie masz z kim zapalić? Włącz Cowboy Bebop, a Spike z pewnością chętnie z Tobą przykurzy. Masz dość picia do lustra? Dr Cox ze Scrubs opróżni z Twoją pomocą parę szklanek szkockiej. A jeśli uważasz się za socjopatę, Revy z Black Lagoon pokaże Ci, że masz w tym temacie jeszcze sporo do zrobienia.

Jeśli więc chociaż rozważasz wychodzenie z domu – nawet od czasu do czasu – zdecydowanie odradzam. W bezpiecznym otoczeniu laptopa i routera masz wszystko, co jest Ci potrzebne, by udanie przejść przez życie. Czasem będzie zabawnie, czasem strasznie, a w momencie największego smutku, najgorszego doła, gdy przez chmury nie będzie przebijał się ani jeden promyk słońca – obejrzyj Glee.

Wyśmiewanie ludzi, którym ten serial się podoba NAPRAWDĘ poprawia humor.

Mac1a

czwartek, 27 października 2011

Drobniaki: A gdy Śmierć zapuka do Twych drzwi...

Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Niektórzy wydają się nie zdawać sobie sprawy z tego jak najbardziej naturalnego końca na marnym, ziemskim padole łez. Można wierzyć w jakikolwiek absolut, reinkarnację, cokolwiek. Kostucha i tak przywita nas doskonałym uśmiechem. Dlaczego o tym wspominam? Zdałem sobie sprawę z istnienia śmierci jak mało kto. No, może nie biorąc pod uwagę ludzi, którzy wzięli w swe ręce Demon's Souls, lub jego kontynuację.
Zauważając niemałe zainteresowanie społeczności graczy tytułem Dark Souls, który ukazał się w tym miesiącu postanowiłem sprawdzić co takiego fantastycznego jest w owych pozycjach. Obietnice o wyśrubowanym poziomie trudności, ciekawej mechanice gry i możliwości wsadzenia sztychu półtoraręczniaka, lub głowni halabardy w plecy kilku olbrzymim niemilcom wzmogły mój apetyt. Postanowiłem więc wysupłać z kieszeni kilkadziesiąt polskich złotych na używaną kopię pierwszej części gry. Gry różnią się ponoć bardzo niewiele, posiadają tylko kosmetyczne różnice w gameplayu i być może jeszcze w systemie zapisu. Włożyłem zatem krążek Blu-ray o niesamowitej pojemności do napędu konsoli, po czym odpaliłem grę. Stworzyłem postać. Na pierwszy rzut wybrałem Templar Knighta dzierżącego na starcie w rękach halabardę i niewielką tarczę. Tutorial przeszedłem bez problemu, takie małe zapoznanie z mechaniką (aczkolwiek mam wrażenie, iż dało się i tam ponieść porażkę). Pojawiłem się w pierwszej lokacji. Przede mną ukazały się mury całkiem ładnego zamku. Ruszyłem na spotkanie przygodzie. Rozniosłem w pył kilku pierwszych przeciwników, po czym... Zginąłem. I tak jeszcze około czterdziestu, czy pięćdziesięciu razy.
Potraktujcie ten drobniak jako wstęp do następnego odcinka. Opowiem tam więcej. Obiecuję. Chyba, że zginę zbyt wiele razy :P

PiotrekK

poniedziałek, 3 października 2011

Podcast: Smutny Marynarz #5 - "Głęboko zakorzeniona potrzeba burdelu”

Nikt nie czekał na kolejny odcinek. Graliśmy w FIFA 12 - krótkie info o nowym systemie obrony i silniku zderzeń. Dzieciaki wychodzą z meczów, żeby nie popsuć sobie statystyk."Teraz byś zobaczył" - czyli co by było, gdybym wygrał. Maciek uczy Piotrka zasad piłki nożnej. Konsola firmy Sony u Piotrka w domu.Granie na konsoli różni się od grania na pececie tym, że na konsoli nie ma antyaliasingu. Kontrolowanie grania i wymuszona uczciwość na przykładzie PS3. Uczymy się kontaktów z kobietami dzięki Mass Effect. Głęboko zakorzeniona potrzeba burdelu. Uwspółcześniony Deus Ex i wynikające z tego nieścisłości. Czas płynie swoim tempem podczas rozmów. Telefony popularne w kręgach osób, które nie stać na nowsze modele. Nielegalne Pokemony zachęcają do grindowania. Krótka dyskusja nt. paseczka. Tam gdzie MIUI zamula, TheFroyoMod daje radę. Pozdrowienia dla Krystiana. Co mi da timeline na fejsie? Walimy w Apple z różnych stron - bo firma z Cupertino kradnie pomysły, a sama bezwzględnie stosuje prawo patentowe. Zastanawiamy się, czemu Apple nie stosuje aresywnej polityki patentowej wobec chińskich producentów i znajdujemy oczywistą odpowiedź. Zaczyna się jesień - czas seriali. Dziesiąty sezon Family Guy i siódmy How I Met Your Mother. Prawdziwi mężczyźni nie oglądają komedii romantycznych. Napiętrzone niesamowitości we Fringe. Twin Peaks w reżyserii Davida Lyncha bardzo szybko robi się niesztampowy. Licytowanie się na długość penisa, czyli kto ma ile pucharków. Na koniec robimy fascynujący przegląd formatów obrazu.





Wersja offline:

Ekstrasy:

piątek, 2 września 2011

Drobniaki: "Jak sprzęt diabeł, to głowa pusta, więc zombie głodne"

Naszą krypą wciąż miotają nienawistne sztormy. Jak nie syf, to ubóstwo, co odcinek, to kwiatek. Toteż nagrywając odcinek czwarty po raz drugi (pomimo, że wyszedł równie długi), to zapomnieliśmy powiedzieć o tym, co nadchodzi w temacie zombie w grach. A się dziać będzie. Zatem filler tekstowy.
Za niewiele ponad tydzień, jak grom z jasnego nieba uderzy w nas wrocławski Techland wraz z tytułem Dead Island, czyli Sandbox FPP z zombie w tle (rymy to mi dziś wychodzą). Swojego czasu debiutancki trailer wstrząsnął przemysłem gier wideo, przez co tytuł musi sprostać teraz niemałym oczekiwaniom, które rosły wraz z kolejną wypuszczaną zapowiedzią oraz fragmentami gameplayu. Co tu dużo pisać, niżej fragment.


Przyznacie, że smaczne? ;)
Kolejnym ciekawym tytułem jest Lollipop Chainsaw, który został zapowiedziany po raz pierwszy w lipcu tego roku. Gra ma być slasherem, acz niestandardowym w pewnych względach i z paroma pomysłami. Otóż akcja (przynajmniej jej część) ma zostać osadzona w amerykańskim liceum, gdzie szaleje, pewnie się nie spodziewacie, plaga zombie! Naprzeciw hordom żywych trupów staje... Cheerleaderka wyposażona w sweetaśną piłę łańcuchową. Z tego co widać na trailerze, oprócz przesadnych ilości krwi przy dekapitowaniu zombie na ekranie pojawiają się przy zadawaniu ciosów wszelakie gwiazdki, tęcze i słodkości. Nieźle pogrzane imho. Jeśli wierzyć sloganowi reklamowemu znajdziemy tu także "rokendrol"! Ja się jaram :D




Ahoj!

czwartek, 1 września 2011

Podcast: Smutny Marynarz #4.1 - "Geopolitycznie uwarunkowana obecność czarnych zombie w Afryce”

Drugi raz nagrywamy ten sam odcinek. Wyjaśniamy, skąd wzięły się w popkulturze zombie. Maciek pyta Piotrka o źródło popularności żywych trupów, a ten nie ociąga się z odpowiedzią. Mówimy o zombie-klasykach: Nocy Żywych Trupów, Thrillerze i Resident Evil. Geopolitycznie uwarunkowana obecność czarnych zombie w Afryce. Opłakujemy nieobecność naszego specjalisty. Odbijanie dzikiego zachodu z rąk nieumarłych w Red Dead Redemption: Undead Nightmare. Jazda na jednorożcu warta każdych pieniędzy. Oldskulowy twin-stick shooter - czyli Dead Nation - w którym można upgrade'ować weaponsy. Na drewnianym komputerze nie uruchomimy Left4Dead. Dziwne miny podczas gry, nawet prz bólu pleców. All Flesh Must Be Eaten - papierowe RPG o wiadomej tematyce. Co się stanie jeśli do XIX-wiecznego romansu dodamy Mózgojadów? Pantomima w szklanych domach. 28 Dni Później - jako film bardziej o ludziach, niż żywych trupach. Na koniec mały bonus, czyli opinia eksperta.




Wersja offline:
Epizod 4.1

Inne fajne rzeczy:
Garłacz
Zombie Nation na NESa

sobota, 20 sierpnia 2011

niedziela, 14 sierpnia 2011

Drobniaki: "Granie mobilne"

Jechałem ostatnio pociągiem, jak co tydzień, trasą Warszawa-Siedlce. Podróż może niezbyt długa, ale w 1,5 godziny możnaby w coś pograć - gdyby tylko było w co. A raczej na czym - bo do dużego, takiego powiedzmy core'owego grania w podróży sprzętu po prostu nie ma. Telefon? Jasne, na 5 minut gry w jakieś zbijanie kulek. PSP albo DS są jeszcze gorszym wyborem, bo co z tego, że w ciągu godziny wkręcę się w coś, skoro wrócę do tego dwa tygodnie później (bo w domu na psp nie będę grał, ciotą nie jestem). Gra na raty w poważne, duże gry nie ma sensu - to taki growy związek na odległość. Została jeszcze ostatnia opcja - laptop. I jest to opcja najlepsza, gdybyśmy tylko mówili o laptopie-konsoli. Słynny modder - Ben Hack - robił takie przeróbki. Szkoda, że nikt - choćby w małej serii - nie wprowadza tego w życie. Przenośna konsola stacjonarna? Serio, zrobię sobie tatuaż z logo firmy, która pierwsza to wprowadzi. Na prawym ramieniu, tuż nad marynarską kotwicą.
Mac1a
Ps. Wpis wysłany z telefonu. Choć do tego się one nadają.