niedziela, 22 lipca 2012

Drobniaki: Życie lepsze niż życie

Statystyczny dwudziestoparolatek na pytanie o to, co wprowadza go w stan euforyczny , odpowiada zazwyczaj w pierwszym odruchu, że zaliczenie sesji. Po zastanowieniu jednak poprawi się, że równie wiele przyjemności – jeśli nie więcej – daje mu odkrycie, że laska którą puknął na wczorajszej imprezie również na trzeźwo jest wcale ładna. Ostatnią odpowiedzią, tą którą udziela ankietowany już sam do siebie – bo ankieter wypatrzył już kolejną nieasertywną osobę i pomknął w jej kierunku – jest jednak słodki moment odkrycia nowego serialu. Ta ociekająca uTorrentem i Napiprojektem chwila, gdy każdy aspołeczny człowiek może powiększyć swoje grono przyjaciół o obsadę nowej produkcji. Przynajmniej do piątego sezonu, w którym serial zacznie ssać pałkę.

Właściwie, to dwóch pierwszych odpowiedzi udzielają wyłącznie idioci. Seriale dostarczają bowiem wszystkiego, co przeciętny człowiek potrzebuje – no, może oprócz protein. Nie od dziś wiadomo, że łatwiej, przyjemniej i wygodniej jest żyć cudzym życiem, niż swoim, a telewizyjne produkcje dają nam tę możliwość. Nie masz z kim zapalić? Włącz Cowboy Bebop, a Spike z pewnością chętnie z Tobą przykurzy. Masz dość picia do lustra? Dr Cox ze Scrubs opróżni z Twoją pomocą parę szklanek szkockiej. A jeśli uważasz się za socjopatę, Revy z Black Lagoon pokaże Ci, że masz w tym temacie jeszcze sporo do zrobienia.

Jeśli więc chociaż rozważasz wychodzenie z domu – nawet od czasu do czasu – zdecydowanie odradzam. W bezpiecznym otoczeniu laptopa i routera masz wszystko, co jest Ci potrzebne, by udanie przejść przez życie. Czasem będzie zabawnie, czasem strasznie, a w momencie największego smutku, najgorszego doła, gdy przez chmury nie będzie przebijał się ani jeden promyk słońca – obejrzyj Glee.

Wyśmiewanie ludzi, którym ten serial się podoba NAPRAWDĘ poprawia humor.

Mac1a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz